Wiosenny Zlot wariatów z Reconnet.pl

Piątek, 21 kwietnia 2017.

Wstałem o świcie, około dziewiątej. Załapałem się na jakąś społeczną kawę, zżarłem jakieś mięcho z puszki i byłem gotów do walki. Na ten dzień zaplanowany był dla głupich prawie dwudziestokilometrowy spacer na inne miejsce biwakowania. Po drodze głupsza część społeczności miała odwiedzać jakieś dziury w ziemi i inne atrakcje parku.
Bardziej inteligentni, czyli ja i kilka innych osób wybrało transport kołowy. W sumie to nawet gdybyśmy byli głupi i chcieli iść na nogach to nie dalibyśmy rady jednego dnia przenieść pływadeł te kilkanaście kilometrów…
Pojechaliśmy więc.

Po drodze zaopatrzyliśmy się w drób oraz jakieś inne, różne towary typu żywność czy jedzenie.

Kilka kilometrów dalej, na leśnej drodze uprawiliśmy surwiwal, gdyż na jej środku wyrosło nagle leżące drzewo. Czołg Łukasza dał radę, Dyskoteka Jurka już się uśmiechała, jednak co do przyczepki nie byliśmy pewni, a Astra Sikora, którą powoziłem pobladła ze strachu i była obawa że się zesra.

Wyrwaliśmy więc chwasta.

Na nowej miejscówce biwakowej w Lisowicach nad Wartą było już kilka osób. Chcąc ulżyć w niedoli spacerowiczom W. Czc. Kopek przetransportował ich bambetle. Jak wskazuje poniższa rycina nie pierdo kochał się z tym specjalnie.

Powoli na miejscówkę zaczęli przybywać Zlotowicze w tym BKM (Bushcraftowy Kreator Mody) dr Hejty. Nie pytałem ale wyglądało, że z Katowic przez Paryż pojechali.

Dalej działo się już standardowo. Żarcie, picie, pitu-pitu.

Co parę chwil witaliśmy znamienitych gości.

To Dawid prosto z Warszawy,
a to Darek prosto z fabryki…

W międzyczasie kto miał ochotę ten mógł sobie poćwiczyć pływanie canoe. Nauczał Łukasz, szło super.

Powolutku, bez pośpiechu przygotowaliśmy sobie chałupy na nocleg.
Kombinatorzy kombinowali np. ze stojakami rowerowymi,

Ci bardziej inteligentni (ja) zaprojektowali i zbudowali bardziej złożone konstrukcje.

Leniwi postanowili spać pod wiatą, a mało ortodoksyjni w namiotach.
Każdy jednak pamiętał o zasadzie „Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”. No i doświadczenia już wiadomo, że lepiej sobie posłać wcześniej, przed wprowadzeniem elementu baśniowego do rzeczywistości.

Do piątkowego wieczora na miejsce biwakowania dotarli chyba wszyscy. I głupcy co poszli piechotą i ci co sobie piątku we fabryce wolnego nie zdołali zakombinować.
No i tu już zaczął się standardowy, prawdziwy surwajwel.

Wszyscy jednak dali radę. Do swojego legowiska współdzielonego z Parthagasem zawinąłem się jakoś około północy.