Marshall Canoe 2017 – Czarna Hańcza

 22 lipca, sobota, dzień dziewiąty

Poranek był ciężki. Niejednego(-ą) z nas od wieczornego śpiewania przy ognisku bolała głowa. Ale chyba nie tylko nas. Pobici Niemcy rano wstali, zjedli śniadanie i poszli spać. My jednak musieliśmy się zwijać i dobić do części ekipy, którą dzień wcześniej zawiało kilka kilometrów dalej – czekali na nas nad jeziorem Serwy.

Zanim zaczęliśmy się pakować, zaraz po śniadaniu odśpiewaliśmy „Sto Lat” Emilce, która tego właśnie dnia obchodziła swoje -naste urodziny.
Był tort, świeczki były, łzy wzruszenia… :)

…no i później oczywiście pakowanie i start. Płynęliśmy bardzo płytkim korytem na jezioro Serwy. To był ostatni dzień płynięcia i bardzo krótka, kilkukilometrowa trasa kanałem. Pięknym!
…i kończącym się około stumetrową przenoską przez drogę. :)

 

Po przenosce kilkunastu canoe ruszyliśmy przez jezioro. Było słonecznie, ciepło ale wiało. Oczywiście w twarz. Do tego jeszcze były fale. Było z czym powalczyć. :)

Na miejsce biwakowania – czwarte z koeli pole namiotowe na prawym brzegu dotarliśmy około południa. Zmęczeni nie byliśmy mimo że warunki na jeziorze odbiegające od tafli szkła ale odcinek był króciutki.

Przywitaliśmy się z uciekinierami oraz z częścią z nich jednocześnie się pożegnaliśmy. Ekipy Darek, Marta & Łukasz, Karina & Kuba, Karolina & Zirkau popłynęli dalej ku przygodzie rowerowej. Część z nas popłynęła wraz z nimi zdać wypożyczone pływadła. Cała reszta ekipy rozbiła się i korzystała z uroków pięknego dnia nad pięknym jeziorem.

Tego dnia trafialiśmy na różne ciekawostki przyrodnicze. Na miejscówce tej było sporo węży, zaskrońców. Jeden taplał się w wodzie, drugi wlazł komuś pod namiot, jeszcze jeden wpełzł na drzewo koło rozwieszonego hamaka…

Piękne bydlę…

Na polu tym spotkaliśmy też najbardziej natrętnego łabędzia z jakim miałem się okazję w życiu spotkać. Biały już był ale widać że młody. Chyba samiec. Taki skurwiel był, że łaził za nami i z rąk żarcie zabierał. Czasem łapał ludziom za telefon, bo najwyraźniej ptaszek wyczaił, że człowieki mają moc jedzenia w rękach.

Do wieczora leniuchowaliśmy, ja się pobawiłem strugając pierzaste patyki, batonując drewno na zapałki i przygotowałem start ogniska.

To było ostatnie ognisko naszego spływu. Smutno nie było, bo przecież nie umieramy póki co. Cziko podawał kawały, Sikor pograł na drumli, wszyscy pogadaliśmy, pośmialiśmy się.

Kończyć się nie chciało…

Ale czas nie czeka, zapierdziela. Tej nocy spałem w hamaku rozpiętym nad samym brzegiem jeziora.

Trasa dzienna: Biwak na Kanale Augustowskim przed wejściem na jezioro Serwy – pole namiotowe na jeziorem Serwy, 3.70km
Mapka: