Marshall Canoe 2017 – Czarna Hańcza

18 lipca, wtorek, dzień piąty

Standardowo – śniadanie, pakowanie, odpływanie.  :)

Plan na ten dzień zakładał dopłynięcie w okolice wsi Dworczysko. Nic więcej. Gdzieś tam jest jakieś pole namiotowe.  :)

Popłynęliśmy. Pogoda OK, ciepło. Po drodze taka sytuacja:

Na jednej z ładnych łączek przy rzece zatrzymała się na postój ekipa stonek (stonka – kajarzarze). Płyniemy sobie spokojnie, lajtowo, gdy nagle ktoś z brzegu krzyczy widząc kanadę Patryka i Marcela:

– O! Kudłaty z Dużym kapustę wiozą!  :)

Pośmialiśmy się, pomachaliśmy ale płynąc dalej zaciekawiło mnie to, że Patryk (Duży) był w koszulce spływowej (na których to mieliśmy swoje imiona, nicki), a Marcel (Kudłaty) miał zwykłą, „cywilną” koszulkę najka czy innej pumy.
Ki czort pomyślałem głośno – skąd wiedzieli, że Kudłaty to Kudłaty??

Okazało się, że już wcześniej się gdzieś mijali i byli żywo zainteresowani, co my w tych beczkach wozimy…  :)

Niemal do końca spływu mijaliśmy się z tą ekipą stonek, po drodze kilka razy się spotykaliśmy, podłączaliśmy się na wspólny tratwing. Częstowaliśmy się również różnymi smakołykami w postaci paluszków, piernika, tudzież drogimi alkoholami.

Nie wiadomo do końca skąd te człowieki były, bo każdy mówił co innego, w każdym razie fajna ekipa i gdyby ktoś z nich czytał te moje wynaturzenia to pozdrawiamy serdecznie!!  :)

 

Płynęliśmy sobie spokojnie, lajtowo, dostojnie, jak na kanadyjki przystało. Okoliczności przyrody na całej długości szlaku były piękne do tego stopnia, że łza w oku się kręciła lub wprost urywało dupę.

Cieszy mnie też bardzo, że na tych spływach nikt nigdy (no prawie nigdy) nie marudzi. Wszyscy są szczęśliwi, zadowoleni, uśmiechnięci.

Szczególnie dzieci.

Po kilku godzinach płynięcia wliczając w to krótkie postoje oraz uprawianie tratwingu dotarliśmy na miejsce biwakowania. Całkiem fajne pole namiotowe ze sklepem spożywczym, którego wygląd (sklep urządzony w jakiejś budzie z ciężarówki) w żywo przypominał czasy PRL. Tylko zaopatrzenie nie przypominało. No chyba że Pewex.  :)

Sklep sprawiał tak ogromne wrażenie, że aż prosił się o sfotografowanie, czego oczywiście głupi ja nie zrobiłem! Fok & kurwa mać!! Najwyraźniej z tego wrażenia!  :(

Na polu tradycyjnie, rozbicie chałup, żarcie i luz.

 

 

 

Tego dnia również kimałem w hamaku. Przy samej rzecze. Dokładnie w tym miejscu, gdzie lansował się Czikowski. Rozwiesił swój hamak, po czym niewiedzieć czemu zwinął tenże i stwierdził, że mu się miejsce nie podoba.
Głupi.  :)

Mi się podobało. Rozwiesiłem hamak, tarpa i spałem smacznie nad rzeką jak ta lala.

Wieczorem tradycyjnie ognisko, kiełbaski i różnego rodzaju delicje i pyszności.

 

Trasa dzienna: Pole namiotowe „U Bociana” (okolice miejscowości Głęboki Bród) – pole namiotowe w okolicy wsi Dworczysko, 14.20km
Mapka: